Mimo, że mnie tu nie było to był to rok, w którym wiele się wydarzyło. To właśnie z tego powodu pewnie nic nie napisałam. Po prostu nie było czasu. Teraz za to z utęsknieniem, jak nigdy oczekuję na wiosnę i miło jest powspominać. Wspomnienia to, także smaki. Mimo wielu zmian w życiu udało mi się być w Lizbonie i w Grecji i to są najbardziej wyraziste wspomnienia z tego roku. Hala z jedzeniem w Lizbonie to jedno z wielu takich miejsc na świecie, gdzie można bardzo dobrze zjeść. W takich miejscach nakarmimy u męża i dzieci i spędzimy fajny wieczór z przyjaciółmi.
W Lizbonie byłam w październiku i było bardzo ciepło, przyjemnie. Tak bardzo promienie słoneczne mogłyby mnie teraz uszczęśliwić. Dlatego to jedzenie też jest takie dobre, skąpane w słońcu. Mam nadzieję, że gdy jesteście latem w Złotej i jecie nasze leczo z letnich warzyw też czujecie to słońce.
Jem tam ich regionalne produkty i myślę wtedy o naszym regionie. I po takiej podróży lecę na nasz ryneczek i szukam. I jest na rynku po lewej stronie stoi Pani z regionalnymi serami z dodatkiem czarnuszki i innych ziół. Zawsze staram się wyciągać wnioski.
I znowu regionalnie. Pieczone kasztany!
Słodycze to obowiązkowa pozycja kształtująca moje podniebienie. Ciastko z żółtek i cukru było przepyszne i zaskakujące w smaku. Ale w Lizbonie to ciasteczek Pasteis de Belem zjadałam po kilka a może kilkanaście dziennie... tak tak!
Z Lizbony na Rodos, a dokładnie mała wysepka Chalki. To były piękne rodzinne wakacje.